środa, 6 marca 2013

"Homo odis", czyli Człowiek Nienawidzący



Po zapoznaniu się niedawno z  niezmiernie interesującym fragmentem wykładu  prof. dr hab. Bogusława Wolniewicza pt. „Żydzi i Niemcy- Zniesławienie Polski”, dostępnego zresztą na moim blogu, w zakładce „Multimedia”,  naszła mnie pewna refleksja. Na początku zastanawiałem się nad problemem zakłamywania Polskiej Historii przez niektóre środowiska. Później jednak, będąc wciąż w temacie Żydów moje myśli skierowały się na zupełnie inne tory. Można Żydów nie lubić, czy nawet nienawidzić, można być nimi i ich kulturą zafascynowanym, można mieć stosunek neutralny, ale każdy, niezależnie od poglądów, musi przyznać, że ilość cierpień zesłana przez historię na ten naród jest zatrważająca. Zastanawiające jest skąd bierze się taka nienawiść w ludzkości, tak bezpodstawne znienawidzenie danej grupy społecznej do tego stopnia by mordować jej przedstawicieli z zimną  krwią, na skalę wręcz niesposobną do wyobrażenia; pozbawiać życia ludzi niewinnych, kobiet i dzieci, nie stanowiących dla nikogo żadnego zagrożenia czy przeszkody? Skąd tak olbrzymie nacechowanie nienawiścią w naszym gatunku?

Można wytłumaczyć to w pewnym biologicznym sensie. Gatunek homo sapiens, jak zdecydowana większość naczelnych, nie mówiąc już ogólnie o większych ssakach, jest zwierzęciem stadnym. Przystosowanie danego gatunku do życia w stadzie wiąże się z pewnymi uwarunkowaniami behawioralnymi, zupełnie odmiennymi dla zwierząt prowadzących samotniczy tryb życia. Życie człowieka rozumnego, na samym początku istnienia tegoż gatunku, z pewnością bardziej przypominało tryb życia goryla niż współczesnych ludzi. Proces ten odwróciło pojawienie się mowy, opartej na pewnych ścisłych zasadach gramatycznych, umożliwiających w późniejszym czasie wykształcenie pisma i skoordynowaną wymianę informacji. To, jak również upowszechnienie rolnictwa i produkcja nadwyżek żywności, chęć handlu, czy rozwoju społeczności, przyczyniły się do powstania zalążków państwowości. Jest tutaj zupełnie nielogiczne, z punktu widzenia ewolucyjnego, istnienie pojęcia nienawiści czy wrogości,  zwłaszcza w obrębie jednego gatunku, ponieważ hamuje to, a czasem zupełnie uniemożliwia rozwój.  Należy więc w tym miejscu założyć, że dopóki nie pojawił się znakomicie wykształcony sposób artykulacji własnych myśli, więcej byliśmy „zwierzęcy” niż „ludzcy”, i w tym właśnie okresie bytowania homo sapiens należy upatrywać początków zjawiska nienawiści.

Stado ludzkie, jak każde stado innego gatunku nieustannie musiało walczyć o przetrwanie na dzikich i niebezpiecznych terenach centralnej Afryki.  Walka o tereny łowieckie, kobiety, dobra materialne, takie jak skóry czy narzędzia, powodowała wrogość i agresję, prowadziła do konfliktów, starć i bitewek. Obecność jednego, wrogiego stada na terytorium innego, stanowiło zagrożenie, nawet jeżeli panował względny, tymczasowy spokój. Istnieć musiała pewna pamięć o tym, która społeczność jest nastawiona wrogo, a która musiała być w pewien sposób ciągła, by poinformować młodych osobników  danej grupy o intencjach wrogich grup i przypomnieć im niejako „Oni zza lasu być źli. Oni bić naszych dawno temu”. Ponadto człowiek myślący, obdarzony przez ewolucje w umiejętność odczuwania emocji, czuć musiał złość i żal po stracie, w wyniku starć, współczłonków stada, rodziny, także poprzez szkody fizyczne samemu odniesione. Chęć zemsty i zadośćuczynienia prowadziła zapewne do brania odwetu, co skutkowało  „kontr-odwetami” i tak w koło. W drugą stronę- nie każde stado zamieszkiwało tereny z pobliskim wodopojem czy równinami na których pasła się zwierzyna łowna. Czasem, by przeżyć trzeba było walczyć ze stadami ludzkimi z terenów bardziej przyjaznych, co powodowało tylko mnożenie się wrogów i życie w ciągłym strachu, a strach przecież budzi nienawiść. ( o czym później). I jeszcze jeden aspekt kształtowania nienawiści- aspekt wrodzonej niejako potrzeby posiadania. Każdy człowiek, od zarania dziejów, dąży nieustannie do posiadania dóbr materialnych. Dziś jest to, na przykład, lepszy dom, samochód, nowy iPhone, dawniej mogły to być chociażby narzędzia, broń, skóry, płody rolne czy mięso. Chęć posiadania jest charakterystyczna wyłącznie dla naszego gatunku. Żadne inne zwierzę nie rozumie idei posiadania, jeżeli toczy walki pomiędzy osobnikami tego samego gatunku o rzecz nie będącą pokarmem, to są to walki o budulec gniazda, lepsze miejsce legowiska etc. Żadne zwierzę nie posiada, nie umie posiadać i nie prowadzi walk w tym celu. Człowiek został przez ewolucję wyposażony w odczucie chęci bogacenia się, czasem by zapewnić sobie lepszy byt, czasem posiadać dla samego posiadania (sam w „zerówce” prawie pobiłem się z kolegą o błyszczący kamyczek który znalazł w piaskownicy, i choć nie przedstawiał żadnej wartości, chciałem go za wszelką cenę mieć. Pech chciał, że kolega również upierał się w swojej chęci posiadania kamyczka). Wola posiadania przez naszych przodków pewnych rzeczy, które posiadali inni homo sapiens z pewnością prowadziła często do starć i konfliktów. Mowa tu zarówno o konfliktach między jednostkami, jak i między społecznościami.

Znamienne jest, że tak prymitywne uwarunkowania obecne są w podświadomości ludzi do dziś i zagrywając nimi odpowiednio, można wywołać konflikt tak długotrwały i trudny do przełamania, jak chociażby konflikt Arabsko-Żydowski, który pochłania rok rocznie tysiące ofiar, a podłoże jego jest, ogólnie rzecz ujmując, obecnie nieracjonalne. Wiadomym jest że w sytuacji zagrożenia człowiek słaby szuka wsparcia w człowieku silniejszym. Poczucie zagrożenia skłaniało daną społeczność do wyboru na przywódcę stada jednostki dostatecznie silnej, by ochronić ją przed niebezpieczeństwem. Chuderlawy, niepozorny, mały, przygarbiony przywódca lub król od niepamiętnych czasów nie był w oczach poddanych tak „atrakcyjnym” władcą, jak silny i barczysty mąż; zaprawiony w bojach wojownik. Fakt ten, na przestrzeni wieków doskonale zrozumieli pewni, co bardziej wyrachowani możnowładcy i królowie. Wywołując poczucie nieustannego, ciągłego strachu, zabezpieczali własne interesy i swoją władzę. Nie można jednak bać się czegoś i mieć wobec tego czegoś pozytywnych odczuć. Strach zawsze idzie w parze z nienawiścią, obawa przed czymś zawsze niesie ze sobą chęć unicestwienia i wyeliminowania raz na zawsze zagrożenia. Utrzymywanie społeczności w atmosferze nienawiści do innej społeczności może być bardzo korzystne. Świetnie ujęte zostało to 65 lat temu przez niezwykle cenionego przeze mnie pisarza i wizjonera, George’a Orwell ‘a, w jego książce, której przedstawiać chyba nikomu nie trzeba- „1984”. Pozwolę sobie zacytować fragment książki w książce, „Teorii i Praktyki Oligarchicznego Kolektywizmu” Emmanuela Goldsteina, czytanej przez głównego bohatera powieści Orwell ‘a -Winstona:

"Wojna, (…) robi to w sposób psychologicznie łatwy do akceptacji. Teoretycznie można by bez większych trudności zmarnować nadmiar sił wytwórczych wznosząc świątynie, piramidy, kopiąc i zasypując doły lub produkując ogromne ilości towarów, a następnie je paląc. To jednak stwarzałoby wyłącznie ekonomiczne, a nie emocjonalne podstawy sprawnego funkcjonowania ustroju hierarchicznego. (…) Najważniejsze jest, aby byli [obywatele- przyp.] łatwowiernymi fanatykami i ignorantami, których najczęstsze uczucia to strach, nienawiść, uwielbienie oraz orgiastyczny tryumf. Innymi słowy, ich mentalność powinna odpowiadać potrzebom wojny. Nieważne, czy trwa ona rzeczywiście ani też – ponieważ zdecydowane zwycięstwo jednej ze stron jest niemożliwe - jak toczą się jej losy. Liczy się sam fakt ciągłego stanu zagrożenia. Rozszczepienie mózgu, którego Partia wymaga od swych członków, a które łatwiej osiąga się w atmosferze wojny, stało się obecnie już
niemal powszechne, a im kto wyżej stoi, tym bardziej wyraziste. Właśnie bowiem wśród członków Wewnętrznej Partii histeria wojenna i nienawiść do wroga są najsilniejsze. Ze względu na kierownicze funkcje członkowie Wewnętrznej Partii często muszą wiedzieć, że ten lub inny komunikat z linii frontu jest kłamliwy; może nawet orientują się, że cała wojna to blaga i albo nie toczy się wcale, albo z zupełnie innych przyczyn niż te, które się oficjalnie głosi. (…). Ich niemal mistyczna wiara, iż wojna trwa naprawdę, pozostaje niezachwiana; święcie wierzą również w to, że kiedyś wojna zakończy się zwycięstwem i Oceania zapanuje niepodzielnie nad światem. (…) Tak więc obecna wojna, jeśli stosować do niej miarę dawnych wojen, jest zwyczajną fikcją. Przypomina walki toczone przez samce pewnych parzystokopytnych gatunków, których rogi wyrastają pod takim kątem, iż zwierzęta nie mogą wyrządzić sobie krzywdy. Ale chociaż jest fikcyjna, nie znaczy to, że nie odgrywa żadnej roli. (…) Pomaga utrzymać psychozę niezbędną do prawidłowego funkcjonowania systemu. Wojna (…) obecnie stała się wyłącznie wewnętrzną sprawą państwa. W przeszłości grupy rządzące poszczególnych krajów wojowały ze sobą i zwycięzca zawsze łupił pokonanego, aczkolwiek świadomość wspólnoty interesów powstrzymywała go od nadmiernego szerzenia zniszczeń. W dzisiejszych czasach grupy te nie walczą ze sobą wcale. Teraz wojnę toczy rząd przeciwko obywatelom własnego państwa, a jej celem nie są korzyści terytorialne lub zapobieżenie grabieży, lecz zachowanie panującego ustroju w nie zmienionej formie.”

(Pominięte zostały niektóre krótkie fragmenty w celu poprawienia przejrzystości i uwydatnienia głównego sensu tekstu.)


Często władza celowo wprowadza obywateli w stan nienawiści do „obcych”, przez co sama osiąga swoje cele- utrzymuje się na stanowisku. Wzbudzając strach, wzbudza się nienawiść (choćby obchody „Tygodnia Nienawiści”- kto czytał „1984”, ten wie o co chodzi, kto nie- nie będę zdradzać treści, a jednocześnie polecam przeczytać samemu.). Tak osiągnięty stan zagrożenia powoduje, że masa obywateli oddaje swoje losy w ręce władzy- „Jesteśmy zagrożeni! Tylko wy możecie nas ochronić, to dopiero wy nas, głupich, uświadomiliście, więc to wy możecie nas uratować!!”. Przy jednoczesnym manipulowaniu rzeczywistością, poprzez, chociażby media (patrz- praca Winstona) czy zakłamywaniem historii („Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość) osiągnąć można władzę niemalże absolutną. Przykłady z historii można mnożyć- czy to nienawistne obelgi papieża Urbana II, głoszone na synodzie w Clermont w 1095r., traktowane jako wezwanie do krucjat, których skutki, my, Europejczycy, odczuwamy do dzisiaj; czy to wywołanie sztucznego konfliktu na podłożu religijnym (nota bene-dwóch religii powstałych na tym samym gruncie, opierających się na wierze w tego samego Boga)- Żydów i Arabów, czy też jeszcze mniej zrozumiały konflikt Szyitów z Sunnitami. Każdy miał początek w wywołaniu w masie ludzkiej uczucia nienawiści by sprowokować konflikt i tym samym utrzymać władzę lub przywileje, a także korzyści materialne dla wąskiej grupy trzymającej władzę. Skutki zostały osiągnięte, wszyscy, którzy nawoływali do wojen są już dawno zjedzeni przez robactwo, a nienawiść trwa, zbierając gorzkie żniwo śmierci, liczone co roku w tysiącach niewinnych ofiar. I jeszcze jeden przykład- nasz, polski.

Redaktor Stankiewicz zapytał kiedyś jednego z Ojców Założycieli PO- Andrzeja Olechowskiego- czy wyobraża sobie Platformę bez Donalda Tuska. Odpowiedź brzmiała: „Wyobrażam sobie każdy scenariusz oprócz jednego- Platformy bez PiS-u”. Zaskakujące jak poparcie dla partii Donalda Tuska budowane jest na ciągłej agresji wobec partii Braci Kaczyńskich. Ostatnimi czasy ukazała się książka „Przemysł Pogardy” Sławomira Kmicika, wydana przez wydawnictwo Prohibita. (miałem zresztą przyjemność uczestniczyć w spotkaniu z autorem organizowanym przez KGP w Bełchatowie). Książka opisuje cały zakrojony na szeroką skalę aparat nienawiści skierowany w osobę śp. Lecha Kaczyńskiego. Jest ona zapisem obelg, oszczerstw i odzierania z godności prezydenta RP za jego kadencji, jak również po jego tragicznej śmierci. Nie ulega wątpliwości że „Przemysł Pogardy” stanowił wyrachowaną polityczną zagrywkę mającą jedno motto: „Chroń nas Donaldzie przed Kaczorami!”. Jak inaczej wytłumaczyć tak długo utrzymujące się, tak wysokie poparcie dla partii, uważanej wg badań Pentora za partię „cieszącą się” najmniejszym zaufaniem?

W świecie Orwella dzień w dzień odbywały się pokazy „Dwóch minut nienawiści”.  Na ministerialnych teleekranach wyświetlano sugestywny obraz Emmanuela Goldsteina-przywódcy Eurazji, wroga Oceanii, na tle zgliszczy budynków czy maszerujących armii, pozwalając obywatelom wyrażać swój gniew, nienawiść, lżyć Goldsteinowi i lżyć wrogom, jednocześnie widząc w Partii Oceanii oswobodzenie i ratunek przed Eurazjatycką plagą. Toż samo dzieje się dziś na naszych oczach- polskie „Dwie minuty nienawiści” codziennie o 19:00 na TVN, Zachodnie „Dwie minuty nienawiści” w obrazie Bliskiego Wschodu, rosyjskie „Dwie minuty nienawiści” , zwane Świętem Jedności Narodowej. Zawsze ten sam wydźwięk, ten sam charakter, te same slogany, to samo zagrożenie, tylko wróg inny. A człowiek dalej małpa…

2 komentarze:

  1. Pruski teoretyk wojny - Karol Filip Gottlieb von Clausewitz - powiedział swego czasu, że "Wojna jest przedłużeniem polityki". Redaktor Michalkiewicz dopisał do tych słów w roku 2010, że "politykę możemy śmiało uznać za przedłużenie, czyli inną postać wojny".

    Skąd się bierze ta cała nienawiść? Ano właśnie z ludzkiej słabości, z potrzeby siły, z potrzeby poczucia nad kimś przewagi i dominacji. XX wiek najlepiej pokazał, do czego prowadzi pogarda, dla innej jednostki ludzkiej, ze względu na jej kolor skóry, wyznanie czy narodowość. Niewyobrażalne jest jednak jak bardzo ludzie, w niektórych krajach - Niemcy, Sowieci etc - tego "potrzebowali". Jak ochoczo, chcąc pokazać swoją siłę, dominację, potęgę i "lepszość" szkalowali i mordowali innych. Poprzez morderstwo bowiem zabieramy drugiej osobie to, co ma ona najcenniejsze - jej życie. Zabierając życie zabiera się wszystko. Zabierając wszystko ma się to sztuczne poczucie własnej potęgi, siły i wszechmocy.

    Temat jest bardzo głęboki. Możemy kiedyś spotkać się z Tadeuszem przy piwie i omówić go w głębszy sposób. Nie to, żeby Twojemu dzisiejszemu wpisowi czegokolwiek brakowało, bo stoi on naprawdę na bardzo wysokim poziomie.

    Odnośnie zaś samego "przemysłu pogardy" przytoczę tylko 2 przykłady.
    Gdy w latach 90. na jednym ze spotkań ktoś rzucił jajkiem w ówczesnego Prezydenta Polski - Aleksandra Kwaśniewskiego - medialna nagonka na prawicę trwała niemalże w nieskończoność. Padały głosy "Ręka, która dzisiaj rzuca jajkiem, jutro będzie rzucać granatem".
    Gdy w roku 2010 Ryszard Cyba zamordował działacza Pis - Marka Rosiaka - to wówczas można było usłyszeć, że to jakiś wariat, który mimo, że był członkiem PO, to nigdy nie miał z tą partią nic wspólnego, a poza tym Kaczyński na pewno będzie znowu grał trumnami.

    Cały problem polega na tym, co na spotkaniu powiedział Sławomir Kmiecik - agresja w Polsce i na świecie jest produkowana w sposób sztuczny (swoją drogą strasznie żałuję, że ostatecznie nie kupiłem jego książki, ale na pewno to zrobię). Tak było i jest z walką z oszołomami, PiS i Śp. Prezydentem Lechem Kaczyńskim, Kościołem katolickim, prawicą i wszystkim, co jest nie pomyśli establishmentowi. Jeśli zaś ktoś ma inne zdanie, to czeka go los, którego doświadczył tygodnik "W Sieci"... Przepraszam - teraz już tylko " Sieci". Nienawiść bowiem musi trwać i nakręcać tych, którym daje on siłę i możliwości.

    Pozdrawiam i czekam na następne równie mocne wpisy (L)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po tym jak zniszczono wizerunek śp. Lecha Kaczyńskiego, jego brata, a co za tym idzie- całej partii PiS, zabito dyskusje na tematy z nią związane.

    Planowałem dodać wpis dotyczący iPada Pana Kaczyńskiego, jednak uznałem, że ważniejszym tematem będzie stacje metra, o której przeczytać można w najnowszym poście "Nie" dla Powstania Warszawskiego.

    W każdym razie media i publiczna dyskusja nie skupia się na samym fakcie nie dopuszczenia do głosu prof. Glińskiego, kandydata na premiera, i koniecznością "puszczenia" jego przemówienia z tableta. Oglądałem sam wydanie wiadomości na TVP1 i przedstawienie tego faktu czas znalazło jako ostatni "news", a wiemy, że ogólnoprzyjęta forma wiadomości stawia ostatni podawany reportaż jako reportaż humorystyczny, np. o policjantach łapiących świnię, o najgorszych klubach piłkarskich w Polsce etc. I w ten sam sposób przedstawiono wystąpienie "pośrednie" prof. Glińskiego- uśmiechnięta prowadząca mówiąca z ironią o tym, że Jarosław Kaczyński, który nie umie się obsłużyć komórką i nie ma konta w banu nagle zmienia wizerunek i wyjmuje tableta. Ani słowa o okolicznościach, o podłożu politycznym, o wypaczeniu demokracji. Po prostu kulturalne, zakamuflowane wyśmianie Pana Jarosława.

    PiS w mainstramowych mediach jest zawsze na przegranej z góry pozycji, jakkolwiek by się jego przedstawiciele nie zachowali, i tak będą przedstawieni jako partia nieudaczników i zaściankowców. A przecież nie na tym polega dyskusja publiczna, czy jaka kolwiek dyskusja.

    Człowiek, któremu kończą się argumenty potrafi tylko krzyczeć, rzucać się i obrażać. I taką postawę prezentuje obecnie "elita" rządząca, razem z mediami. (Cudzysłów potrzebny, bo uważam, że elita tego kraju została zniszczona w Katyniu i Oświęcimiu, i długo jeszcze nie wykształci się nowa, godna)

    To tyle gwoli odniesienia do "Przemysłu Pogardy". Co do reszty wpisu- masz rację. To temat na długi wieczór przy whisky, a nie na internetowe komentarze.

    Pozdrawiam! (L)

    OdpowiedzUsuń